czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 7

Rozdział 7
„Tato czy miałeś kiedyś w życiu tak…?”

* Leòn - U Leòna w domu *

Po zajęciach w Studio wróciłem do domu. Całą drogę myślałem o Violettcie i o jej ,,nie…” cokolwiek to było. Myślałem o naszym pierwszym spotkaniu i nie mogłem do końca zrozumieć dla czego nasza miłość objawiła się tak szybko. Przecież ja w tym czasie chodziłem jeszcze z Ludmiłą i nagle podczas tej jednej godziny całe moje życie obróciło się do góry nogami. Zerwałem z Lu (i tak prędzej czy później bym to zrobił), zakochałem się w innej tak, że myślę tylko o niej i o niczym innym, czuję się tak jakbyśmy się znali się od dawna. W końcu wyznałem jej miłość, pocałowałem ją (siedem razy), dałem bransoletkę, czuję, że bez niej świat przestał by być taki kolorowy, czuję, że najlepiej jest tylko przy niej. Jestem przekonany, że ona to ta jedyna osoba, na którą czeka się całe życie. Nie potrafiłem sobie tego wszystkiego wytłumaczyć, więc jak tylko wróciłem do domu usiadłem na kanapie i zapytałem się taty
- Tato czy miałeś kiedyś w życiu tak, że twój świat obrócił się do góry nogami, bo poznałeś kiedyś pewną osobę i czułeś się tak jakbyś znał ją całe życie, że nie mogłeś przestać o kimś myśleć i robiłeś wszystko by być jak naj bliżej tej osoby?
- Tak miałem tak dwa razy. Raz to oczywiście jak spotkałem twoją mamę, drugi to było w liceum. Byłem o rok starszy od ciebie. Do naszej szkoły przyszła nowa uczennica nazywała się Maria Saramego. Była przepiękna i przepięknie śpiewała. Zakochałem się w niej. Zostaliśmy przyjaciółmi. Czasami myślałem, że będzie kimś więcej. Niestety nie udało się. Ona zakochała się w kimś innym, a potem odeszła z naszej szkoły. Uczęszczała nawet do Studio 21. Najgorsze jest w tym to, że umarła i zostawiła swoje dziecko i męża. Oni gdzieś wyjechali, nie chcieli mieć kontaktu z nią i jej rzeczami, a mi pozostało tylko wspomnienie.
- Tato to smutne.
- Tak wiem. Mam nadzieję i życzę ci tego byś nigdy w życiu nie musiał czegoś takiego przeżyć.
- Dziękuję ci tato. Bardzo mi pomogłeś – powiedziałem i przytuliłem się do ojca.

Później poszedłem do pokoju i ubrałem swój najlepszy garnitur. Po ubraniu się wyszedłem z domu i poszedłem do kwiaciarni i kupiłem kolorowy bukiet róż . Były tam czerwone, żółte, białe, różowe, fioletowe (musiałem się ich naszukać) i pomarańczowe kwiaty. Z domu wziąłem torebkę z jeszcze jednym prezentem, jeszcze bardziej potwierdzającym naszą miłość.


Wiem, że krótki ale mam nadzieję, że się podoba. Nadal szkoda, że nie ma żadnych komentarzy, ale cieszę się, że parę osób mnie czyta. Pozdrawiam was serdecznie i mam nadzieję, że nie przestaniecie czytać. Pozdrawiam również Zosię, która bardzo mnie motywuje w tym co robię. Chcę wam powiedzieć, że mimo to, że nie potrafię tak dobrze pisać jak niektóre blogerki to mam nadzieję, że wam się podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz