Rozdział 7
„Tato czy miałeś kiedyś w życiu tak…?”
* Leòn - U Leòna w domu *
Po zajęciach w Studio wróciłem do domu. Całą drogę myślałem o Violettcie
i o jej ,,nie…” cokolwiek to było. Myślałem o naszym pierwszym spotkaniu i nie
mogłem do końca zrozumieć dla czego nasza miłość objawiła się tak szybko. Przecież
ja w tym czasie chodziłem jeszcze z Ludmiłą i nagle podczas tej jednej godziny
całe moje życie obróciło się do góry nogami. Zerwałem z Lu (i tak prędzej czy
później bym to zrobił), zakochałem się w innej tak, że myślę tylko o niej i o
niczym innym, czuję się tak jakbyśmy się znali się od dawna. W końcu wyznałem
jej miłość, pocałowałem ją (siedem razy), dałem bransoletkę, czuję, że bez niej
świat przestał by być taki kolorowy, czuję, że najlepiej jest tylko przy niej.
Jestem przekonany, że ona to ta jedyna osoba, na którą czeka się całe życie. Nie
potrafiłem sobie tego wszystkiego wytłumaczyć, więc jak tylko wróciłem do domu
usiadłem na kanapie i zapytałem się taty
- Tato czy miałeś kiedyś w życiu tak, że twój świat obrócił się
do góry nogami, bo poznałeś kiedyś pewną osobę i czułeś się tak jakbyś znał ją
całe życie, że nie mogłeś przestać o kimś myśleć i robiłeś wszystko by być jak
naj bliżej tej osoby?
- Tak miałem tak dwa razy. Raz to oczywiście jak spotkałem twoją
mamę, drugi to było w liceum. Byłem o rok starszy od ciebie. Do naszej szkoły
przyszła nowa uczennica nazywała się Maria Saramego. Była przepiękna i
przepięknie śpiewała. Zakochałem się w niej. Zostaliśmy przyjaciółmi. Czasami
myślałem, że będzie kimś więcej. Niestety nie udało się. Ona zakochała się w
kimś innym, a potem odeszła z naszej szkoły. Uczęszczała nawet do Studio 21. Najgorsze
jest w tym to, że umarła i zostawiła swoje dziecko i męża. Oni gdzieś
wyjechali, nie chcieli mieć kontaktu z nią i jej rzeczami, a mi pozostało tylko
wspomnienie.
- Tato to smutne.
- Tak wiem. Mam nadzieję i życzę ci tego byś nigdy w życiu nie
musiał czegoś takiego przeżyć.
- Dziękuję ci tato. Bardzo mi pomogłeś – powiedziałem i
przytuliłem się do ojca.
Później poszedłem do pokoju i ubrałem swój najlepszy garnitur.
Po ubraniu się wyszedłem z domu i poszedłem do kwiaciarni i kupiłem kolorowy
bukiet róż . Były tam czerwone, żółte, białe, różowe, fioletowe (musiałem się
ich naszukać) i pomarańczowe kwiaty. Z domu wziąłem torebkę z jeszcze jednym
prezentem, jeszcze bardziej potwierdzającym naszą miłość.
Wiem, że krótki ale mam nadzieję, że się podoba. Nadal szkoda, że nie ma żadnych komentarzy, ale cieszę się, że parę osób mnie czyta. Pozdrawiam was serdecznie i mam nadzieję, że nie przestaniecie czytać. Pozdrawiam również Zosię, która bardzo mnie motywuje w tym co robię. Chcę wam powiedzieć, że mimo to, że nie potrafię tak dobrze pisać jak niektóre blogerki to mam nadzieję, że wam się podoba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz